Benin 2000

Vassula opowiada o niezwykłym spotkaniu w Beninie w czasie Roku Jubileuszowego

Przywódcy wudu wysłuchali z szacunkiem orędzia Pana.

Na samym początku chcę podziękować naszemu Panu za wszelkie wysiłki podejmowane przez Catherine Hounsokou z Beninu w celu przygotowania w jej kraju przyjęcia orędzi naszego Pana. Dziękuję również wszystkim, którzy w tym dopomogli i współpracowali oraz wszystkim, którzy nas przyjmowali. Złotą zasadą zawartą w Piśmie Świętym jest to, aby traktować innych tak, jak sami chcielibyśmy, aby inni nas traktowali. To zasada Prawa i proroków. Niestety wielu chrześcijan, i to zarówno świeckich, jak i kapłanów, nie czyta wystarczająco uważnie Pisma i nie postępuje zgodnie z pouczeniami Jezusa. Nie żyją Ewangelią. To jeden z licznych powodów, dla których Bóg działa w naszym czasie i przychodzi przemówić do nas.

Zostałam zaproszona, żeby 13 kwietnia w roku 2000 dać świadectwo w Beninie. Liczni wierni przybyli, aby mnie wysłuchać. Znajdował się pośród nich biskup Dagnon (na zdjęciu w białej sutannie). Obok niego usiadł były prezydent Beninu. Wszyscy bardzo uważnie słuchali słów, jakie im czytałam, danych przez naszego Pana w „Prawdziwym Życiu w Bogu”. Catherine dokonała krótkiego wprowadzenia: „Jesteśmy światłością świata. Światło nie ma być ukryte, lecz umieszczone na świeczniku, aby świeciło, aby każdy mógł je widzieć. Nasza światłość powinna świecić przed ludźmi. Jesteśmy solą ziemi, ale jeśli sól utraci smak, nie nadaje się już do niczego.”

Nazajutrz, 14 kwietnia 2000 r., Catherine zaprosiła wszystkich przywódców różnych tradycji i praktyk religijnych obecnych w Beninie, a przede wszystkim – wudu. Nie zostałam o tym wcale uprzedzona. Gdyby tak było, nie wiem, jak bym się zachowywała. Być może byłabym onieśmielona. Myślałam, że byli obecni na spotkaniu przedstawiciele różnych wyznań chrześcijańskich. Pomimo ich mieniących się szat i barwnych koron, dając świadectwo nie miałam najmniejszego pojęcia, kim są. Możliwe, że to nasz Pan chciał, aby spotkanie przebiegło w taki sposób. Był pośród obecnych także pewien imam muzułmański, kilku pastorów protestanckich oraz kilka osób należących do różnych małych religii.

Przed rozpoczęciem spotkania Catherine wydawała się bardzo zaniepokojona. Zastanawiałam się, dlaczego. Postanowiła wypić szklankę wody święconej. Następnie zapytała mnie, czy noszę krzyż św. Benedykta. Ja jednak miałam przy sobie inny krzyż. Zapytała mnie więc, czy można by poprosić kogoś o krzyż św. Benedykta. Byłam coraz bardziej zaskoczona jej naleganiem i obawami. Usiłowałam ją uspokoić, mówiąc, że jestem przyzwyczajona do przemawiania do różnych hierarchów i teologów, chociaż nieraz nie wiem, że są obecni pośród słuchaczy.

Podczas spotkania mówiłam swobodnie i Duch Pański natchnął mnie, abym przedstawiła orędzie dane przez św. Michała, 14 października 1994 r., w którym mówi on o kultach satanistycznych i o zbrodni przerywania ciąży. Mówiłam także o Miłości Boga i o Jego Miłosierdziu.

Widząc, jak słuchacze zajmują miejsca, mówiłam do siebie: nie wydają się jeszcze członkami naszego Kościoła, a jednak opuścili już swą drogę, aby mnie spotkać i słuchać orędzi. Ukazali wspaniałomyślność wobec naszego Stwórcy, przyjmując zaproszenie i On tego nie zapomni. Kapłani zaś, których uczono Prawa Miłości i których proszono o naśladowanie Chrystusa, nie przyszli, nawet przez wzgląd na tę miłość. Ja opuściłam mój dom i na polecenie Boga podróżowałam, aby im zanieść posłanie naszego Pana, ale oni nie przyjęli Jego zaproszenia. Ci zaś, którzy byli obecni, chociaż nie mieli tego samego sposobu widzenia i nie pochodzili z tych samych religii, okazali mi o wiele więcej wspaniałomyślności i miłości w czasie tych dwóch godzin niż kapłani, którzy zostali zaproszeni, a nie odpowiedzieli. Widziałam w nich wielki szacunek wobec mnie - cudzoziemki, i miłość. Zechcieli bowiem mnie wysłuchać i nie osądzali mnie ani nie potępiali. Dali dowód cierpliwości i wyrozumiałości w odniesieniu do mojego przemówienia, które przecież rozsiewało iskry, jakie mogły z łatwością rozpalić gniewem to zgromadzenie, gdyż godziło w ich tradycje i sprzeciwiało się ich wierzeniom. Tymczasem w czasie przeznaczonym na zadawanie pytań odnosili się do mnie z szacunkiem, jaki rzadko znajdowałam u moich braci chrześcijan, kiedy mówiłam o tym, co przeciwstawiało się ich sposobowi myślenia oraz własnej doskonałości, co do której byli przekonani.

Dwukrotnie, kiedy dawałam świadectwo, słyszałam przywódców wudu, jak mówili, że jestem bardzo odważną kobietą. Rzeczywiście tak to odczuwali. Mówiłam do nich swobodnie, nie wiedząc nic o ich obecności...

W pewnej chwili, kiedy jeden z nich powstał, zwracając się do mnie w dłuższym wywodzie, pokazując mi, że nie zgadza się ze mną, jakiś mężczyzna z kościołów lokalnych powstał i odpowiedział za mnie. W sposób pełen szacunku, a równocześnie zdecydowany, bronił mnie i orędzi. Powiedział: „Byłem tu wczoraj, kiedy Vassula zwróciła się do nas i to, co nam powiedziała, było pełne miłości Ducha Świętego. Przekazała nam Miłość Boga i nauczyłem się od niej wielu dobrych rzeczy. Pouczyła nas, jak zrobić w nas miejsce dla Ducha Świętego, aby nas doskonalił. Dała przesłanie miłości nam wszystkich, naszemu narodowi, naszemu ludowi... itd.”

Wszyscy słuchali go bardzo uważnie i po jego wystąpieniu nagrodzili go brawami. Wtedy dodałam: „Gdzie jest miłość, tam jest Bóg, a tam, gdzie jest zło, jest szatan. Nie powinniśmy osądzać, gdyż Bóg sprawia, że słońce świeci tak nad dobrymi jak i nad złymi.” Mówiłam dalej, że nie powinniśmy krępować Ducha Świętego naszymi wadami i grzechami. Naszym zadaniem jest wyzbycie się samych siebie przez skruchę. Mamy się odwrócić od naszych złych dróg, a wtedy Duch Święty udoskonali nas, abyśmy oddali cześć Bogu, wypełniając Jego Wolę. Jeden z przywódców wudu powiedział, że spotkał wielu chrześcijan o twardych sercach, którzy nie żyją zgodnie ze swą nauką i czynią zło. Odpowiedziałam: „Dlatego właśnie Bóg wkracza w naszą epokę: właśnie z tego powodu. Bóg przychodzi nas obudzić.” Słysząc to, potakiwał głową.

Zauważyłam ich pragnienie słuchania i słysząc ich pytania zrozumiałam, że chcieli dowiedzieć się i zrozumieć pewne sprawy dotyczące Ducha Świętego i dzieła stworzenia. Spotkanie zakończyło się oklaskami. Przywódca wszystkich, mężczyzna w podeszłym wieku, podał mi rękę, aby mi życzyć szczęśliwej podróży, mówiąc: „Niech wasz Bóg panią błogosławi i niech nasi bogowie towarzyszą pani.” Mogłam mu odpowiedzieć, że mój Bóg wystarczy do tego wszystkiego, ale powstrzymałam się, widziałam, że ten mężczyzna miał dobre intencje i chciał uczynić dobro.

Wychodząc z sali spotkałam imama. Ofiarowałam mu książkę „Mój Anioł Daniel”. Przyjął ją z radością. Kiedy weszłam do autobusu Catherine powiedziała mi, że przyszło co najmniej 16 przywódców wudu z okolicy. To była dla mnie wiadomość wstrząsająca. Omal nie zemdlałam z wrażenia. Dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego Catherine była taka zaniepokojona przed rozpoczęciem spotkania.

Być może w czasie mojej przyszłej wizyty w Beninie, nasz Pan sprawi, że spotkamy się ponownie i da mi inną okazję ewangelizowania ich i powiedzenia im więcej o Dobroci naszego Boga. Myślę, że to spotkanie urzeczywistniło proroctwo z 8 sierpnia 1994 r., w którym Bóg powiedział: „Pójdę do krajów, które nigdy nie uważały Mojego Imienia za Święte. Będę mówił do narodów, które nigdy Mnie nie wzywały ani nie wzywały Mojego Imienia.”

Pragnę o tym napisać dlatego, że my chrześcijanie sądzimy, że to my jesteśmy sprawiedliwi i że my potrafimy widzieć jasno, a tymczasem tak naprawdę daleko nam do sprawiedliwości i wielu z nas trwa jeszcze w zaślepieniu. Bóg wzywa nas dniem i nocą do nawrócenia, abyśmy dzięki temu nawróceniu mogli otrzymać jego owoc: miłość. Zapominamy, że ostatni może stać się pierwszym. Na końcu, w Dniu Sądu, wszyscy będziemy sądzeni według wielkości miłości, jaką mieliśmy na ziemi. Miłości jednak brakuje. Wielu głosi Ewangelię, która opiera się na miłości, ale głosząc ją nie działają zgodnie z Ewangelią. Nie jest więc dziwne, że Bóg wkracza. Ci, którzy nie czytają orędzi, a przeciwstawiają się im, to ci, którzy nie żyją zgodnie z Ewangelią i w ten sposób łatwo nam ich rozpoznać. Nie kochają Boga. Za każdym razem, kiedy Bóg wkracza (a jest to znakiem, że ci, których On wybrał na stróżów odpowiedzialnych za Jego owieczki, nie spełniają swego zadania) właśnie oni czują się zagrożeni. Kiedy Bóg interweniuje, aby mówić do nas i nas napominać, wielu okazuje brak pokory. Pismo mówi: „Ci, którym o Nim nie mówiono, zobaczą Go, i ci, którzy o Nim nie słyszeli, poznają Go” (Rz 15,21). Pismo nigdy nie kłamie.

Vassula 

Stella Maris nr 361 (lipiec/sierpień 2000), str. 13-14. Przekład z franc. za zgodą Wydawnictwa du Parvis