Ks. prof. René Laurentin: «Jest niewiarygodna z powodu swego życia»
Świadek zdobywa wiarygodność swoimi walorami, zaletami, prostotą. Mamy prawo być wymagającymi wobec świadka rzeczywistości pozaziemskich, choć istnieje zasada teologiczna mówiąca, iż charyzmat i świętość nie zawsze idą w parze.
Vassula jest z całą pewnością szczera, prosta, skromna i bezinteresowna. Za swoje wystąpienia nie bierze żadnego wynagrodzenia, jedynie za bilet na samolot.
Jedna z czytelniczek, po przeczytaniu jej życiorysu, postawiła następujący zarzut: “Vassula, żona wysokiego urzędnika międzynarodowej organizacji, jest kobietą światową, dobrą tenisistką, malarką, a jej sylwetka umożliwiła jej podjęcie pracy modelki w Bangladeszu. Chrystus obdarza przywilejami biednych, a nie – bogatych.”
Tak, daje pierwszeństwo biednym, ale nie odrzuca bogatych, o ile są “ubodzy w duchu” (por. Mt 5,1) i wyciągają z tego wnioski.
Vassula opuściła wszystko, co przynosiło jej chwałę jako kobiecie światowej. Nie ma już czasu na tenis ani na malarstwo. Nie pokazuje się publicznie w wyszukanych ubiorach, fryzurach, makijażach. Inaczej postępowała np. Katarzyna Culmann. Cała sceneria miała służyć podkreśleniu jej «daru uzdrawiania»: nastrojowa muzyka, wyrafinowany sposób przemawiania. Wszystko to miało wpływać na publiczność.
Tymczasem Vassula ukazuje się najprościej jak to możliwe. Oddziaływuje przez to, jaka jest, oraz przez to, co przekazuje, a nie przez błyskotliwość prezentacji, która zresztą byłaby uzasadniona. Wszystko to jest zgodne z ewangelicznym ubóstwem.
Życie jej jest wyjątkowo zrównoważone, dom – w doskonałym porządku, urządzony gustownie. Biorąc pod uwagę ciężar jej zadań, stanowi to wielkie osiągnięcie. Potrafi ona się organizować, ale i przyjąć pomoc, aby nie wpaść w nadmiar bezładnej aktywności, z powodu czego cierpiałaby jej rodzina.
Jej rodzina jest scalona, pomimo problemów, jakie wywołuje jej niezwykła misja, pomimo podróży – podejmuje je trzymając się zasady: jedna podróż w miesiącu – pomimo wizyt i niezliczonych rozmów telefonicznych, które na nią spadają.
Robi zakupy nie tylko dla siebie i rodziny (mąż i dwóch synów), lecz i dla matki, która mieszka oddzielnie i nie może już sobie sama z tym radzić. Te szczegóły codziennego życia mają swoją wagę dla rozpoznania autentyczności wizjonera. W jej wypadku nic nie rzuca cienia na ten obraz.
Podziwiałem jej spokój i stałość nastroju wobec bezwzględnych ataków, często złego traktowania jej, przeszkadzania jej w podróżach. Nie znaczy to, że jest niewrażliwa. Cierpi, lecz w sposób doskonały panuje nad swymi odczuciami i emocjami. Kiedy poprzez oszczerstwa przeszkadza się jej w podróżach, nie walczy, nie denerwuje się, pozostaje ponad polemiką, obca jej jest uraza i wrogość. Jej jedyną troską jest to, aby przekazać orędzie. Cierpi dla Chrystusa, którego misję chce wykonać, i liczy wyłącznie na Niego. W tych stresujących okolicznościach nie zanudza swych przyjaciół i nic na nich nie wymusza. Czeka, aż sam Pan ich zmobilizuje. I tak się dzieje. To właśnie szczególnie mnie uderzyło, kiedy obserwowałem ją w czasie zadziwiająco licznych dotykających ją doświadczeń.
Doszła dzięki łasce do tego spokoju, który często radzę wizjonerom lub charyzmatykom, będącym przedmiotem wrogości: “Przyjmujcie wszystko tak, jakby to spotykało kogoś innego albo jeszcze lepiej – jakby spotykało Jezusa Chrystusa: ze współczuciem, cierpi bowiem Jego królestwo”. Radziłem innym wizjonerom naśladować Vassulę w podchodzeniu do podobnej tajemnicy życia. Chociaż oderwanie się ma bez wątpienia naturalne fundamenty w jej ludzkim zrównoważeniu, jest jednak ściśle nadprzyrodzone.
Zaatakowana w Detroit przez katolików, potem w Rodos przez prawosławnych, którzy wyrzucali jej «papizm», otrzymała łaskę całkowitego spokoju pod uderzeniami tych ciosów. Nie cierpi ze względu na siebie, lecz dla Chrystusa. Cieszy, że może znosić te prześladowania dla Niego. Ponieważ wie, że w dziele odkupienia uczestniczy się niesieniem ciężkich krzyży, dlatego jest zaskoczona swoją “obojętnością”, tym że nie cierpi. Mówi sobie: Ponieważ nie cierpię z tego powodu, cóż Pan będzie musiał wymyślić, abym jednak cierpiała.
Przychodzi na myśl poczucie humoru św. Ludwika Grignon z Montfort. Kiedy wszystko szło mu zbyt dobrze w jego misjach, powiedział: «Brak krzyża, co za krzyż!»
Jeden z przeciwników napisał: “Ona mówi po to, aby siebie samą uwielbić, a nie Jezusa Chrystusa”. Mnie osobiście uderzyło coś zupełnie przeciwnego, co nie przestaje ukazywać się jasno w jej orędziach. W jednym z pierwszych powiedziała Jezusowi: “Po skończeniu tylu zeszytów orędzi, nikt nie byłby taki jak ja: każda inna osoba na moim miejscu stałaby się święta w tym czasie! (...) Wiesz dobrze, że Cię kocham, Panie, ale czuję się czasem zimna jak kamień! Jak jestem niewdzięczna!”
Tak samo 1 marca 1987 powiedziała Jezusowi: “Nie jestem godna tego wszystkiego, co mi dajesz, uznaję to. Kiedy porównuję się z pokornymi i tak oddanymi wiernymi, nie jestem z siebie dumna. Zostałam wybrana jako najnędzniejsza, aby otrzymać to objawienie. Wiem, że nie zostałam wybrana z powodu moich wartości. Raczej przeciwnie, zostałam wybrana z powodu mojej nędzy. Potwierdziłeś to, mój Panie!”.
Język ten przypomina sposób wyrażania się Katarzyny Labouré czy św. Bernadety. Temat ten powtarza się u niej aż do stwierdzenia w Informateur catholique z 12-15 kwietnia 1992: “Dlaczego Jezus akceptuje mnie taką, jaka jestem? Gdyby chciał myśleć jak ludzie, czy nie wybrałby kobiety prawie że doskonałej, która tylko jeden raz była zamężna... Stało się tak dla ukazania miłosierdzia Boga. Wybrał kobietę - mężatkę, która ponownie wyszła za mąż. Dlaczego? Proszę postawić to pytanie Bogu.” Sama Vassula jest wszystkim zaskoczona i nie potrafi inaczej odpowiedzieć jak tylko przez swą pokorę.